Fotografia Adama Pietrasiewicza
Adam Pietrasiewicz
Widziane z pozycji siedzącej
czyli
co mam do powiedzenia na tematy bieżące i ponadczasowe.

E-book - historical fiction

Przejście do strony na której można kupić ebook Powroty

Co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Tajemnicza twarz z Marsa

22 października 2000

25 lipca 1976 roku sonda Viking 1 przeleciała w okolicach 41 stopnia szerokości północnej nad niewielkim pasmem wyżyn marsjańskich oddzielających usiane kraterami okolice półkuli południowej od płaskich przestrzeni półkuli północnej planety. W okolicy tej, nazwanej Cydonia Mensae, teren jest poszarpany, pełen wzgórz, szczytów i dolin.

Celem przelotu było odnalezienie miejsca na lądowanie Vikinga 2. Oczywiście okolica została wybrana wcześniej przez naukowców, Viking 1 miał jednak potwierdzić, że lądowanie tam jest możliwe. Pozwoliło to z sukcesem przeprowadzić później misję Vikinga 2 - Viking 1 wykazał, że te tereny nie nadają się na lądowanie i wybrano inne, bardziej odpowiednie.

Wśród setek zebranych zdjęć znalazło się zdjęcie 35 A 72, które przyciągnęło uwagę specjalistów. Okazało się, że widać na nim wzgórze, które dziwnie przypomina twarz ludzką. Pierwszym, który zwrócił na to uwagę był członek ekipy badającej zdjęcia, Tobias Owen. Obraz był na tyle interesujący, że Jet Propulsion Laboratory opublikowało zdjęcie podczas zwołanej konferencji prasowej. Dla naukowców był to jedynie kaprys natury - wzgórek wyglądający jak ludzka twarz w wyniku specyficznej gry świateł. Fotografia jest jednym z przykładów ciekawostek, z jakimi planetolodzy spotykają się przy badaniu zdjęć planet Układu Słonecznego - zabawne złudzenie optyczne.

zdjęcie formacji skalnej przypominającej ludzką twarz

Fotografia wzbudziła zainteresowanie dziennikarzy poszukujących tanich sensacji, jednak zdarzyło się coś, co spowodowało rozdmuchanie całej historii do nieprawdopodobnych rozmiarów. Otóż jeden z naukowców z ekipy Viking, chcąc ukrócić wszelkie spekulacje na temat "twarzy" wyjaśnił, że kolejne zdjęcie wzgórza, zrobione kilka godzin później, pokazuje, że tam wcale nie ma żadnej twarzy. Naukowiec ten, Gerry Soffen, zapewne chciał niedopuścić do rozpowszechnienia jakichś plotek i bzdurnych "tajemniczych" historii, jakie zwolennicy paranormalności często rozpowszechniają w takich przypadkach.

Ale okazało się, że wcale nie ma "drugiego" zdjęcia - to proste, kilka godzin później badane okolice spoczywały w mroku marsjańskiej nocy, a Viking przelatywał w zupełnie innym miejscu.

Spowodowało to rozpowszechnienie jeszcze większej ilości plotek i opowieści, które wszystkie miały wykazać, że NASA ukrywa różne informacje. Dwóch badaczy ciekawostek, Vincent DiPietro i Gregory Molenaar postanowiło się zając zbadaniem tego zdjęcia. Zaczęli się zabawiać różnymi technikami obróbki fotografii, tak aby ją oczyścić i wydobyć z niej jak najwięcej informacji. Spowodowali nawet napisanie specjalnego programu komputerowego do tego celu. na ekranie komputera cienie zaczynają zanikać, zaś ludzka twarz staje się coraz bardziej wyraźna i ludzka.

DiPietro i Molenaar postanowili również rzucić okiem na okolice widocznego na zdjęciu wzgórza szukając i innych, ciekawych form. Nie szukali długo. Na południowy zachód od "twarzy" odnaleźli pięcioboczną piramidę, którą skromnie nazwali D&M Pyramid.

Wyniki ich prac zostały opublikowane przez dziennikarza Richarda Hoaglanda, który postarał się o spopularyzowanie ich nie hamując się przed dorzuceniem tego i owego od siebie do całej historii. Narodziła się legenda twarzy na Marsie.

Dalsze działania DiPietro i Molenaara zaczęły wykazywać istnienie kolejnych zadziwiających struktur, które, według nich, nie mogą być wyjaśnione przyczynami naturalnymi. Na zachód od twarzy odnaleźli oni prawdziwe miasto składające się z szeregu geometrycznych budowli okalających plac, na którym stoją cztery niewielkie obiekty. Wszystko natychmiast zostało nazwane Miastem (the City), a plac nazwano Rynkiem (the City Square). W pobliżu miasta zobaczyli jakąś budowlę otoczoną grubym murem. Nazwano ją Fortecą (the Fort). Na wschód od twarzy widać również niezwykłe urwisko długości 3 kilometrów (the Cliff). Dalej widać trójścienną piramidę, kopułę (the Tholus), wokół której da się zobaczyć nawet spiralne schody prowadzące na szczyt.

Zbadawszy fotografię ekipa zabrała się za matematyczne prawidłowości budowli Cydonii. Mierząc kąty między różnymi budowlami odnaleźli uniwersalne stałe matematyki, jak liczba pi, czy e.

Stwierdzili również, że wszędzie da się zauważyć kąt 19,5 stopnia. Odnaleźli reprezentację Układu Słonecznego w obserwowanych budowlach... Wobec tylu dowodów nie można było zaprzeczyć czemuś, co było ewidentne. Erozja nie jest w stanie doprowadzić do powstania takich struktur. Żadne zjawisko geologiczne nie może doprowadzić do powstania struktur o takiej dokładności matematycznej. Wszystko, co tam jest zostało zbudowane przez dawną cywilizację, która dziś zniknęła. To, co widać na zdjęciach Cydonii jest po prostu sztuczne.

Stanowisko NASA, dla której tezy o sztuczności struktur Cydonii są jedynie owocem rozbuchanej wyobraźni zdecydowanie zaprzeczyła, przypominając to, co zostało powiedziane na konferencji prasowej, czyli gra świateł na skałach.

Zdjęcia Cydonii to 18 fotografii o rozdzielczości od 43 do 889 metrów na piksel. Zdaniem naukowców taka rozdzielczość jest zdecydowanie niewystarczająca, by móc mówić o "sztuczności" jakichś struktur. Zdaniem geologów wszystkie obserwowane formy można wyjaśnić erozją spowodowaną wiatrem, wodą i ruchami tektonicznymi. Planetolodzy stwierdzili, że tego typu "znajome" formy bardzo często pojawiają się na fotografiach planet Układu Słonecznego. Na zdjęciach robionych przez satelity ziemskie bardzo często widać zarysy ludzi i zwierząt.

Ludzki mózg, gdy widzi coś nowego, nieznanego, zawsze stara się dopasować obraz do czegoś, co już zna. Łatwo się o tym przekonać, gdy oglądamy chmury - po kilku minutach widzimy twarze, zwierzęta i różne przedmioty w kształtach płynących po niebie.

Naturalnym jest więc odnalezienie znanych z Ziemi form na zdjęciach z Marsa. Piramidy, podobne do tych z Cydonii można znaleźć przy wylocie z Valles Marineris, w okolicach Elysium. Sonda Mariner sfotografowała na przykład uśmiechnięty krater. Mamy mnóstwo przykładów na to, jak natura potrafi ukształtować formy, które ludzki mózg przyjmuje za znajome.

Spisek - wszędzie SPISEK!

Być może wszystko zakończyłoby się na tych, oczywistych wyjaśnieniach, gdyby kilku naukowców nie zaczęło sobie robić żartów ze zwolenników niezwykłości, którzy poczuli się głęboko urażeni uznając, że nie doceniono ogromu i powagi ich pracy. Zaczęli więc podawać w wątpliwość uczciwość pracowników NASA, twierdząc, że trzeba być albo bardzo naiwnym, albo przepełnionym złą wolą, by nie widzieć tego, co oni widzą. I tak, krok po kroku, udało im się przekonać mnóstwo osób, że władze ukrywają PRAWDĘ.

Teorie spiskowe, które są przecież podstawą tez o UFO dodały smaku historii Cydonii. Sprawa była przedstawiana jako walka małej grupy badaczy przeciwko molochowi kompleksu rządowo-naukowego. Cała historia zaczęła przypominać scenariusz hollywoodzkiego filmu.

Powrót na Cydonię

Dopiero po 15 latach od wysłania sondy Viking NASA zdecydowała się na następne badanie Marsa. W 1992 roku w kierunku Czerwonej Planety wystartowała sonda Mars Observer. Zabrała ze sobą ogromne ilości sprzętu badawczego, instalowanego z nadzieją zrewolucjonizowania naszej wiedzy o Marsie, tak jak uczynił to wcześniej Viking. Niestety, 21 sierpnia 1993 r, w chwili, gdy sonda miała ustawić się na orbicie - nagle znikła bez śladu. Konsternacja NASA była tym większa, że naukowcy w żaden sposób nie potrafili wyjaśnić przyczyn zniknięcia. Opublikowany raport zawierał 60 możliwych przyczyn zniknięcia sondy.

Oczywiście dla niektórych zniknięcie Mars Observera nie było spowodowane problemami technicznymi. Według niektórych sonda padła ofiarą marsjańskiej obrony przeciwlotniczej, gdyż Marsjanie mieli wystarczająco czasu, by od 1960 roku, gdy rozpoczęto badanie Marsa, zbudować system antysatelitarny. Według innych, równie nawiedzonych, i nie pozbawionych śladów paranoi, sonda została zniszczona świadomie przez NASA, gdyż zamontowana kamera o wysokiej rozdzielczości wykryła ślady istnienia na Marsie wysoko rozwiniętej cywilizacji, a panika, którą mogłaby spowodować taka informacja skłoniła władze do zniszczenia wszelkich śladów, mimo poniesionych nakładów finansowych na budowę sondy.

Teza o świadomym zniszczeniu sondy ma mniej więcej taką samą wartość jak analizy "twarzy z Marsa". Gdyby NASA uznała zdjęcie za niebezpieczne czy kompromitujące, to mogłaby bez problemu je ukryć. Dodatkowo informacja o wykryciu śladów innej cywilizacji spowodowałaby z całą pewnością napływ ogromnych środków finansowych na badania kosmiczne. Ukrywanie prawdy z całą pewnością nie leżało więc w interesie NASA, tym bardziej, że kilka lat potem została wysłana kolejna misja kosmiczna.

W 1996 roku Mars Global Surveyor wyruszył śladami Mars Observera zabierając ze sobą część instrumentów swojego poprzednika. Rok później sonda ustawiła się na orbicie.

Naukowcy z NASA nie mają wątpliwości, że "twarz" jest szczególnym przypadkiem układu skał. Oczywistym jest, że odkrycie śladów obcej cywilizacji byłoby ważnym wydarzeniem dla ludzkości - wydaje się jednak, że "dowody" przedstawiane w kwestii "twarzy" z Cydonii są niewystarczające by podjąć się organizacji misji międzyplanetarnej z udziałem ludzi. Zwolennicy sztuczności "twarzy" nie są zadowoleni z takiego stanu rzeczy - są przekonani, że mamy do czynienia z dziełem małych zielonych ludzików, a badania Cydonii powinny stać się priorytetowym celem działań NASA.

Niestety, na drodze zwolenników "twarzy" stanęła poważna przeszkoda w związku z wyposażeniem Mars Global Surveyora. Otóż o ile w czasie misji Vikinga wykonane przez sondę zdjęcia były natychmiast udostępniane publiczności, o tyle w tej nowej misji zasady zostały zmienione. Firma, która skonstruowała kamerę o wysokiej rozdzielczości uzyskała prawa wyłączności w stosunku do wykonanych przez nią obrazów. Zdjęcia mają pozostawać przez 6 miesięcy wyłączną własnością producenta, co, zdaniem zwolenników marsjańskich niezwykłości świadczy o chęci ukrycia ważnych informacji przed opinią publiczną.

Ale jest jeszcze gorszy problem. Otóż ponieważ zdjęcia o wysokiej rozdzielczości zajmują bardzo dużo miejsca w komputerach pokładowych, a sonda może przesyłać jedynie ograniczoną ilość danych na Ziemię koniecznym stało się dokonanie wyboru terenów, które maja być fotografowane.

Twórcą kamery jest Michael Malin, który dzięki swojej kamerze uzyskał sławę. Pozwoliła ona na dokonanie kilku odkryć, wśród których ślady po ciekach wodnych na powierzchni Marsa. Zgodnie z ustaleniami Michael Malin zachował dla siebie wykonane zdjęcia - miał pewność dzięki temu, że dokona szczególnie ważnych odkryć. Był przekonany, że jego narzędzie zadziała i przyniesie mu sławę. Nie uznał za stosowne przekonywać NASA do fotografowania Cydonii - tym bardziej, że kadrowanie tak małych elementów na powierzchni nie jest łatwe. Zwolennicy "twarzy" byli mocno niezadowoleni z takiego obrotu spraw - nie dość, że nie będzie nowych zdjęć twarzy, to jeszcze zdjęcia nie będą od razu upublicznione. Zaczęły się próby nacisków na NASA, by złamano monopol Malina. NASA uległa i zapowiedziała, że Cydonia zostanie sfotografowana ponownie, a zdjęcia zostaną upublicznione.

Stało się to 5 kwietnia 1998. NASA postanowiła grać w otwarte karty i gdy tylko zdjęcia dotarły do anteny Deep Space Network znalazły się w internecie. Zdjęcia zostały obrobione, aby łatwiej było je oglądać, ale surowe dane też zostały udostępnione.

Już podczas pierwszego przelotu nad Cydonią "twarz" została sfotografowana. Wystarczy rzut oka na zdjęcie, by sprawy stały się oczywiste - w wysokiej rozdzielczości twarz znikła pozostawiając miejsce zniszczonej erozją górce. Tak jak i inne struktury, była to zwyczajna formacja geologiczna.

zdjęcie formacji skalnej

Kolejne dwa przeloty (14 i 23 kwietnia 1998) pozwoliły na sfotografowanie "Miasta" i "Placu", a także części piramidy. Między lipcem i listopadem 1999 sfotografowano Piramidę, Fortecę i Kopułę. Za każdym razem na obrazach widać było jedynie zniszczone erozją szczyty, doliny i kaniony. Najdokładniejsze zdjęcie "twarzy" zostało wykonane 8 kwietnia 2001.

Od uporu...

Wydawało się, że zdjęcia o wysokiej rozdzielczości zamkną cała historię, tak jak pojawienie się kamer na podczerwień zlikwidowało raz na zawsze "ektoplazmy" w czasie seansów spirytystycznych. Jednak można tak myśleć jedynie jeśli się nie zna uporu "paranaukowców", którzy rzucili się na nowe zdjęcia. Stwierdzili, że "twarz" rzeczywiście sprawia wrażenie naturalnej formacji skalnej, ale to jeszcze nie koniec.

Zaczęły się dyskusje o warunkach, w których wykonano zdjęcie, gdyż gdy w 1976 roku Viking przeleciał nad Cydonią było piękne, letnie popołudnie, zaś Mars Global Surveyor w 1998 wykonał zdjęcia w zimie i rano, co spowodowało, że nie było widać wyraźnych cieni, miejscami światło odbijało się na pokrytych szronem powierzchniach i na dodatek okolica spoczywała pod warstwą lekkiej mgły, która zasłaniała niektóre szczegóły. Na dodatek zdjęcia Vikinga były wykonane prawie dokładnie nad "twarzą", zaś nowe zdjęcia pod pewnym kątem.

Te, i tym podobne argumenty wracały co chwilę w kontekście wypowiedzi o tym, że nie da się dokładnie zbadać przedstawionych zdjęć. Co najdziwniejsze o poprawie rozdzielczości zdjęć w zasadzie nikt nic nie mówi.

Nowe zdjęcia zostały jednak poddane analizie z wykorzystaniem najnowszych osiągnięć informatyki. Pojawiły się opinie o obecności w "twarzy" zdecydowanie symetrycznych form, widocznych dziurek nosa, a nawet podłużnych struktur, które zostały określone jako rzeźba.... włosów.

W końcu badacze stwierdzili, że wypukłości "twarzy" podległy tak silnej erozji, że trudno już dziś odróżnić naturalną formację skalną od ruin dawnych budowli. Pomimo wyrazistości zdjęć sondy mars Global Surveyor nie można wykluczyć, że mamy do czynienia z owocem działalności obcych - wszystko zostanie wyjaśnione gdy na Marsie pojawi się człowiek.

... aż po absurd

Pomimo rozczarowania zdjęciami Mars Global Surveyora pseudoeksperci postanowili nie opuszczać rąk. Richard Hoagland, dokonawszy ogromnej liczby powiększeń bez wahania stwierdził, że struktury są wynikiem inteligentnej działalności. Silnie powiększone (sinie powiększone, to eufemizm - powiększenie zdecydowanie przekraczało granice rozsądku) zdjęcie pozwoliło mu zobaczyć pomieszczenia wewnątrz budynków w Mieście. Znalazł również dzielnice domków podobne do przedmieść wielkich miast, szklane piramidy i wiele innych "dowodów" działalności Marsjan.

Oto co "niezależni" badacze potrafią zrobić ze zdjęciem. Dolne zdjęcie przedstawia to, co "znaleźli" w górnym.

Ale to nie koniec! Skoro Marsjanie mieszkali na Marsie, to musieli pobudować i inne konstrukcje w innych częściach planety - czemu mieliby mieszkać jedynie w okolicach Cydonii? Na zdjęciach Vikinga niektórzy "badacze" znaleźli coś w rodzaju rur po drugiej stronie Czerwonego Globu, dokładnie na antypodach Cydonii. Wystarczyło dobrze poszukać, by znaleźć kolejne dowody.

Niestety, od czasów Vikinga, "paranaukowcy" nie mieli nic, czym mogliby się zająć. Sondy Mars Global Surveyor i Pathfinder zostały więc przyjęte bardzo życzliwie. Po chudych latach miały nastąpić lata tłuste, dzięki nadesłanym nowym, lepszym zdjęciom. Fotografie powierzchni Marsa wykonane przez Pathfindera znalazły się w internecie w 1997 roku - "paranaukowcy" postanowili więc przeanalizować je "poprawnie" i dogłębnie... No i okazało się, że Marsjanie pobudowali różne rzeczy również w Ares Vallis. Na przykład dwa stojące obok siebie wzgórza (Twin Peaks) są z całą pewnością wynikiem inteligentnej działalności.

W kwietniu 2000 NASA upubliczniła kolekcję 25000 zdjęć wykonanych przez Mars Global Surveyora pomiędzy wrześniem 1997 i sierpniem 1999 (zdjęcia, które Michael Malin zachował dla siebie). Była to jak manna z nieba dla badaczy Marsa, gigantyczny skarb dla "paranaukowców" polujących na Marsjan. Wszystkie zdjęcia zostały dokładnie przejrzane, a każda anomalia natychmiast wykryta.

Przeglądając obrazy "badacze" szybko wykryli szklane konstrukcje na dnie krateru, zaparkowane na szczytach gór latające talerze, fortece z błyszczącego metalu, w których miejscami można było zobaczyć strukturę wewnętrzną.

Za każdym razem, gdy naukowcy stwierdzali, że jakaś formacja geologiczna ich zaskakuje, natychmiast znajdowały się gotowe odpowiedzi. Płaszczyzna Valles Marineris zawiera trudne do wytłumaczenia przez geologię formacje skalne? Odpowiedź jest prosta - to sieć rur z pleksiglasu, które Marsjanie używają aby chodzić po powierzchni planety. Geologowie znajdują ślady wody wyglądające na dość młode (z punktu widzenia geologii oczywiście)? Nie ma się co zastanawiać i próbować wyjaśniać to sobie obecnością zamarzniętej wody pod powierzchnią - jasnym jest, że są to ślady eksplozji podziemnych rurociągów, które pękły od mrozu.

Poziom "badań" prowadzonych przez "paranaukowców" zatrzymał się na mniej więcej takim poziomie. Można się zastanowić CO kieruje zwolennikami autentyczności "twarzy" na Marsie. Czy są oni po prostu nieco zwariowani, wierząc, że Mars został skolonizowany w dalekiej przeszłości przez inteligentnych kosmitów, czy też mamy do czynienia ze sprytnymi handlowcami, którzy znaleźli obiecującą żyłę złota, z której postanowili wydusić maksimum zysku? Przeanalizujmy tę historię, by zbadać nieco osoby dramatu i poznać je nieco lepiej.

Narodziny oszustwa.

Po pierwszych rewelacjach DiPietro i Molenaara osoby przedstawiające się jako "wysoce wykwalifikowani niezależni naukowcy" decydują się za zgłębienie tajemnicy "twarzy". Aby lepiej to wszystko wyglądało zakładają instytuty takie, jak Society for Planetary SETI Research (nie należy tego mylić z SETI Institute). Zazwyczaj te instytucje są jedynie zwyczajną fasadą, za którą chronią się różnej maści szarlatani.

Z roku na rok pojawiają się coraz to nowe raporty z ich działań okraszane suto książkami popularyzatorskimi przeznaczonymi dla szerokiego kręgu odbiorców. Na setkach stron przedstawiane są rezultaty badań naukowych prowadzonych za pomocą szkolnej ekierki i cyrkla. Wyniki można podsumować bardzo prosto - po udowodnieniu różnymi drogami i metodami, że sfotografowane przez Vikinga kształty przedstawiają sztuczne obiekty, po udowodnieniu tajemniczymi drogami numerologicznymi i statystycznymi obserwowanych regularności, po jednoznacznym odrzuceniu możliwości powstania obserwowanych kształtów drogami naturalnymi, autorzy zaczynają mówić o kosmitach. Pomimo pompatycznych tytułów i robiących wrażenie obwolut wydawnictwa te są jedynie zbiorem nieprawdopodobnych i prześcigających się w niezwykłości spekulacji podlanych pseudonaukowym bełkotem.

Pierwsza "naukowa analiza" obiektów z Cydonii, podpisana przez niejakiego Marka Carlotto, pojawiła się w "The Journal of Applied Optics" w 1988 roku. W artykule Carlotto odrzuca oczywiście oficjalne wyjaśnienie NASA. Podpisuje się skrótem dr. co ma nadać, jemu, i osobom go cytującym nimbu naukowości.

Kolejnym dokumentem był raport McDaniela, który był zbiorem różnych niezależnych badań prowadzonych nad zdjęciami Cydonii. Raport sprawia wrażenie oficjalnego, a jego autorem jest profesor filozofii jednego z kalifornijskich uniwersytetów. Znów tytuł "prof" nadaje dokumentowi posmaku "naukowości".

McDaniel wyjaśnia w nim dlaczego konkluzje niezależnych badaczy powinny być traktowane poważnie. Według niego (i wielu innych) NASA nigdy nie zajęła się poważnie anomaliami z Cydonii. W sprawie twarzy Agencja wykazała się ewidentną złą wolą próbując przekonać, że sprawa jest zamknięta, gdyż "twarz" jest naturalną formacją skalną. A tak naprawdę, to sprawą się nikt nie zajął, gdyż poważni naukowcy obawiali się tej całej historii, by nie być wyśmianymi za zajmowanie się poszukiwaniem kosmitów. Ograniczona przesądami i strachem przed kompromitacją NASA nie zajęła się sprawą tak, jak powinna.

Dla McDaniela Agencja wykazała się naganną amatorszczyzną w tej sprawie, gdyż oficjalnie stwierdziła, że posiada fotografie obalające tezę o sztuczności "twarzy", lecz ich nie pokazała - jednym słowem NASA nawet nie zbadała zdjęć.

Przygotowawszy w ten sposób czytelnika McDaniel stwierdza następnie, że jedynymi osobami, które mogą się autorytatywnie wypowiadać na temat zdjęć z Marsa są "niezależni badacze". Przecież TYLKO oni zastosowali metody naukowe do zbadania sprawy, przecież poświęcili wiele lat życia przeprowadzając analizy fraktalne, statystyczne, matematyczne, fotoklinometryczne (?) a nawet antropometryczne.

Należy więc przyjąć ich wnioski. Skoro mówią, że twarz jest sztuczna, to znaczy, że JEST! Co najdziwniejsze opinia naukowców o światowej sławie i wielkich dokonaniach, którzy spędzili lata na badaniu powierzchni planet nie jest warta uwagi.

Poza dziełami Carlotto i McDaniela pojawiło się mnóstwo artykułów i książek na ten temat - wszystkie do siebie podobne, a w większości nawet trudno założyć, że ich autorzy wierzą w to, co napisali.

Niektórzy próbują wyjaśnić Cel, w jakim powstała "twarz". Otóż miało to być coś w rodzaju latarni morskiej w kosmosie, znak, który Marsjanie mieli nam zostawić byśmy o nich wiedzieli. Sam pomysł nie jest nowy - już pod koniec XIX wieku niektórzy widzieli na Marsie odbłyski światła, które miały być wysyłanymi nam znakami. Pewien astronom-amator nawet doczytał się imienia Boga zapisanego po hebrajsku w piaskach marsjańskiej pustyni.

Fakt, że skała mająca przedstawiać "twarz" ma kilka kilometrów wielkości i jest zupełnie niewidoczna z Ziemi, nawet przez najlepsze teleskopy nie ma jakoś znaczenia. Niektórzy próbują wyjaśniać to twierdząc, że w dalekiej przeszłości orbity Marsa i Ziemi były o wiele bliższe niż dziś - ponoć w dawnych czasach, za czasów faraonów, obie planety były sobie bardzo bliskie, tak bardzo, że "twarz" mogła być widoczna za pomocą jakiejkolwiek lunety. Wystarczy mieć podstawową wiedzę na temat praw grawitacji, by ocenić jakość takiego rozumowania.

Dla Richarda Hoaglanda, prawdziwego guru "twarzy" na Marsie, fundatora grupy badawczej Entreprise, w tym, co widać na zdjęciach zapisane są nowe prawa fizyki. Jeśli uda nam się je rozszyfrować, pozwolą nam uzyskać dostęp do nowych form energii i otworzą bramy "hiperwymiarów".

Inni jeszcze próbują poznać samych kosmitów, którzy stworzyli te gigantyczne budowle. Czy to byli ludzie? Czy kosmici? Niektórzy twardo trzymają się tezy o spisku, opowiadając a tajnych misjach NASA na Marsa, inni jeszcze nie wahają się analizować i opisywać historię cywilizacji która pozostawiła po sobie ślady na Cydonii. Przecież tak wiele ją łączy z piramidami Egiptu...

Ludzka głupota jest jak wszechświat - nie ma granic. Książki poświęcone tajemnicom Cydonii mogłyby wypełnić niejedną bibliotekę. Ale, oczywiście, nie należy zapominać o tym, że książki te nie są rozdawane za darmo. Choć ich autorzy nie wykazują się specjalną wiedzą naukową, mają jednak wystarczającą wiedzę na temat handlu. Doskonale wiedzą, że ludzie interesują się różnymi zjawiskami paranormalnymi i gotowi zapłacić za taką "wiedzę".

Już w 1885 roku Percival Lowell opublikował książkę pod tytułem "Mars", w której wyjaśniał pochodzenie słynnych kanałów odkrytych przez Schiaparellego. Otóż miały być one sztucznymi konstrukcjami wybudowanymi przez upadającą cywilizację marsjańską, która cierpiąc suszę próbowała sprowadzać wodę z okolic podbiegunowych. Książka stała się bestsellerem i przyniosła Lowellowi sławę i pieniądze.

O ile, jak się wydaje, Lowell faktycznie wierzył w to, co pisał, dziś autorzy książek o "twarzy", jak się wydaje, zwyczajnie budują legendę. Trzeba przyznać, że się im to udaje. "Twarz" ukazała się na okładkach wielu magazynów ilustrowanych, w internecie pojawiają się ciągle nowe strony poświęcone Cydonii - i choć dziś, dzięki zdjęciom Mars Global Surveyora sprawa jest wyjaśniona - fascynacja nie zanika. "The truth is outhere..." To chyba nie jest przypadek, że już w pierwszych odcinkach słynnej serii "X-Files" ox Mulder i Dana Scully stanęli wobec tajemnicy marsjańskiej "twarzy". Pojawiają się technicy NASA, którzy wyjawiają straszną tajemnicę spisku i oszustw w tej sprawie, a potworni kosmici straszą wszystkich, którzy się sprawą zajmują.

Jednak pomimo zagrania na dwóch najważniejszych strunach niesamowitości, tzn. pozaziemskiej inteligencji i tezie o spisku rządowym mającym na celu ukrycie ważnych informacji przed opinią publiczną, odcinek nie wzbudził większego zainteresowania nawet największych fanów serii.

Brian de Palma też nie oparł się "tajemniczości" historii i wykorzystał sprawę "twarzy" w swoim filmie "Misja na Marsa". Zamiast kazać swoim bohaterom badać wspaniałości geologiczne Marsa takie jak Olympus Mons czy kanion Valles Marineris, całość scenariusza skupił wokół "twarzy", której przy okazji zrobił lifting. Oczyszczona z zanieczyszczeń "twarz" aż błyszczy w promieniach słonecznych. Kolejna ekspedycja po zbadaniu stwierdza, że "twarz" jest schronieniem nieco niezadowolonego ze spotkania kosmity.

Podsumowanie.

Marsjańska "twarz" znalazła już swoje miejsce w wielkiej księdze paranormalnego folkloru. Zadziwiające, jak banalny pagórek mógł stać się centrum zainteresowania milionów ludzi na całym świecie. Co najśmieszniejsze, okolice Cydonii są bardzo ciekawe z punktu widzenia nauki - znajdują się w okolicy dzielącej płaskowyże półkuli południowej i równiny półkuli północnej. Badania tych okolic pozwolą może kiedyś zrozumieć ten dziwny podział planety. Ponadto Cydonia ma w sobie szereg cech upodabniających ją do zimnych pustyń na Ziemi - najprawdopodobniej została ukształtowana dzięki działaniu wiatru i wody - być może badanie tych okolic pozwoli na lepsze zrozumienie historii Czerwonej Planety.


Na koniec dwa przykłady ciekawostek z Marsa. Redakcja czeka na niezależnych badaczy, którzy rozwiążą tę niezwykłą zagadkę.

Następny tekst


Jeśli uważasz, że to co przeczytałeś było ciekawe albo wartościowe, kliknij na zieloną łapkę. Albo na tę drugą, jeśli nie. Takie kliknięcie zawsze jest przyjemne, bo oznacza, że to co piszę nie pozostawiło Cię obojętnym. Możesz również udostepnić ten tekst w serwisach społecznościowych, dzięki czemu inni też go zobaczą. możesz też zasubskrybować kanał RSS który będzie cię powiadamiał o nowych wpisach: uruchom subskrypcje kanału RSS

kliknij, jeśli tekst ci się spodobałkliknij, jeśli tekst ci się nie spodobał
Skomentuj

Pewne sprawy muszą być jasne - to jest MÓJ blog, więc to ja decyduję o tym, co się na tych stronach pojawi, a co nie. Tak więc gdyby ktoś chciał wypisywać tutaj rzeczy, których nie chcę tu widzieć (myślę głównie o jakichś wulgaryzmach, spamie itp), to je po prostu usunę. Takie jest moje zbójeckie prawo. (Merytorycznych, ale krytycznych wobec mojego tekstu uwag nie usuwam.)...aha, i jeszcze jedno - w komentarzach nie wolno umieszczać linków.